To co dzięki przebiegle skonstruowanej większości w Radzie Miasta przechodzi w Ostrowie zupełnie nie działa poza miastem. To cały rządzący miastem układ ponosi odpowiedzialność za nieustanne porażki w sprawie RZZO.
To, że eksport odpadów do podostrowskich Psar się nie uda było wiadomo już od kilku tygodni. O tym, że mieszkańcy tej wioski naciskają na wójta też przeciętnie ogarnięty uczestnik życia publicznego mógł się dowiedzieć.
Gdy wójt Sieroszewic Anatol Piaskowski zerwał negocjacje obejrzeliśmy spektakl, grany już kilka razy. Przy okazji retencji czy szprych kolejowych
Znacie?
To nie słuchajcie. Przekaz z prezydenckiej konferencji był otóż taki, że skoro Psary nie chcą śmieci z Ostrowa, to Ostrów „rozpocznie analizy prawne” Analizy owe mają zmierzać do nieprzyjmowania śmieci z zewnątrz. Będziemy sobie sami naszym smrodem gospodarować. Innym wara od tego. I bardzo dobrze chciałoby się zakrzyknąć, gdyby nie kilka pytań, które przy tej okazji wypada zadać.
Na przykład; po co nam dwie spółki od odpadów (MZO i RZZO) skoro ta druga już regionalną ma nie być? Albo, kto otwierał RZZO nie szczędząc propagandy sukcesu i niezbędnej gestykulatury?
(Na filmie – sobowtór Beaty Klimek otwiera RZZO w Ostrowie)
Wreszcie, po co nam w Ostrowie władza zajęta heheszkowaniem, jak nie przymierzając wiceKostka?
Negocjacje toczyły się od od dwóch lat, na finiszu prowadziła je powołana z fanfarami prezes Marzena Wodzińska, jak przedstawiała ofertę mieszkańcom gminy Sieroszewice, że ci aż powołali komitet protestacyjny? Co tam się naprawdę stało?
Pytania, których w medialnej orkiestrze nie usłyszymy. Usłyszymy i przeczytamy za to sterowana z wiadomego pulpitu komentarze o niewdzięcznych wieśniakach, którzy niech teraz za swą niewdzięczność płacą. Zaiste w sam raz ta propaganda na dzisiejsze czasy. Nikt nas dzielić nie musi, sami sobie poradzimy