Jeśli coś jest wygląda jak koń, biega jak koń i rży jak koń to najprawdopodobniej jest koniem. I analogicznie jeśli coś śmierdzi jak śmieci, śmierdzi obok miejsca gdzie śmieci się składuje to najprawdopodobniej jest znów chmurą smrodu pochodzącego ze składowiska.
Który to już raz? Mimo ogłaszanych sukcesów, radosnych konferencji, uśmiechów i innych zagrywek rodem z podręczników mowy ciała dla akwizytorów mieszkańcy Ostrowa, a zwłaszcza jego południowej części znów muszą zatykać nosy.
Śmierdzi.
Śmierdzi a nie śmierdziało. Nie śmierdziało za Torzyńskiego i Urbaniaka. Za to śmierdzi teraz. W ósmym roku rządów „przyjaznego” Ostrowa.
O smrodzie nie przeczytamy w urzędowym agitpropie, nie dowiemy się z radosnego jak zawsze programu o zmienianiu dla ciebie. Gdy już coś się o nim wspomni dostaniemy odpowiedź, że smród śmieci pojawił się nad miastem znikąd (pewnie Niemcy go nam rozpylili – czego niezawodnie zaraz dowiedzie nowy koalicjant już nieprogresywnej prezydentki).
Ze smrodem wiąże się jeszcze kilka innych pytań, których oczywiście jakoś wciąż zadać się nie udaje.
Te pytania padną już wkrótce i zapewniamy, że nikomu przy odpowiedziach do śmiechu nie będzie.