Ministerstwo rolnictwa opublikowało dane osób, firm, instytucji pobierających dopłaty bezpośrednie. Poza wielkimi gospodarstwami rolnymi, jednym z największych odbiorców dopłat jest Kościół. Unia Europejska zagląda do kieszeni gospodarzy. Od maja każdy może sprawdzić, kto, z jakiego tytułu, ile pieniędzy dostał w ramach dopłat bezpośrednich. Największe gospodarstwa w ubiegłym roku miały nawet po kilka milionów zł.
– Dopłaty to wyrównanie kosztów ponoszonych przez rolników w krajach UE. Same produkcja i sprzedaż nie są w stanie pokryć kosztów rolników – mówi Piotr Walkowski, prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej i poseł PSL.
– Płatności były już jawne, ale niemieccy rolnicy złożyli skargę. Teraz do tego powrócono. Może to budzić kontrowersje, gdyż rolnicy zaczną porównywać swoje dopłaty, może zazdrościć. Podobnie mogą reagować osoby z innych branż. Prezes dodaje jednak, że jawność może też przynieść pozytywny efekt. Jeśli w ślad za nią pójdzie polepszenie kontroli, poprawi się skuteczność wyłapywać tych, którzy biorą dopłaty, a wcale nie uprawiają ziemi. Parafie uprawiają ziemię Internetowy „wykaz beneficjentów Wspólnej Polityki Rolnej” obejmuje wypłaty od połowy października 2013 r. do października 2014 r. Sprawdziliśmy, jakie kwoty przyznano w tym czasie wybranym firmom z regionu.
Do rekordzistów należy m.in. Top Farms Wielkopolska z Czempinia – spółka z grupy działającej w kilku województwach. W ramach dopłat dostała ponad 10,7 mln zł. Większość (10,4 mln zł) stanowiła płatność obszarowa, czyli dotacja za grunty rolne niezwiązana z wielkością produkcji. Firma z tej samej gminy Frost II otrzymała z kolei ponad 3,8 mln zł. Tu chodziło o wsparcie z tytułu inwestycji mających poprawić przetwarzania produktów. Łącznie kilka milionów zł dostały też firmy rodziny Stokłosów, m.in. Agrifarm z gminy Kaczory. Wśród tych, do których trafiają dopłaty jest też wiele parafii. Pojawiają się one jako beneficjenci w niemal każdej wielkopolskiej gminie.
Dla przykładu: parafia pw. Św. Marka w gminie Sieroszewice (pow. ostrowski) dostała 343 tys. zł dopłat. Z tego 336,7 tys. zł „na rzecz poprawy jakości życia na obszarach wiejskich”. A np. parafia pw. św. Mikołaja i Bł. Bp Michała Kozala w gminie Białośliwie (pow. pilski) dostała ok. 79 tys. zł w ramach programu Leader, który wspiera realizowanie lokalnych, oddolnych strategii rozwoju obszarów wiejskich.
Na jedną z nich niedawno zwróciła uwagę Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie wskazała, że przez 10 lat na dopłaty do ekologicznych upraw sadowniczych wydano 708 mln zł, ale produkcja owoców nie wzrosła. Dopłaty nie były uzależnione od plonów, więc niektórzy sadzili drzewa tylko dla pieniędzy. Tylko nieco ponad połowa skontrolowanych rolników uzyskała plon.
– Ministerstwo powinno na takie sytuacje reagować natychmiast. Potrzeba też zmian personalnych w agencjach rolnych, bo i w nich NIK wykryła patologie – uważa Zbigniew Dolata, poseł PiS. Dodaje jednak, że dopłaty są potrzebne, bo tak naprawdę ostatecznie pomagają konsumentom. – Rolnicy wykorzystują te pieniądze w produkcji, np. na nawozy, środki ochrony roślin, maszyny – mówi poseł. – Bez tej pomocy, by rolnikom opłacała się produkcji, musiałyby rosnąć ceny na rynku. Płacilibyśmy więcej za żywność.
Z kolei poseł Jacek Najder, który należał do Twojego Ruchu, podkreśla, że dopłaty, przede wszystkim te obszarowe, powinny iść na modernizację rolnictwa. – Kiedyś dopłaty się skończą. Jeśli rolnicy wydadzą je teraz na nowe mercedesy, nie przetrwają – uważa. – Rynek to wyreguluje. Konkurencyjni będą tylko ci, którzy zainwestowali. Zdaniem posła, dopłaty dla rolników powinny być wypłacane, skoro są w całej UE. Ale są niesprawiedliwe dla innych branż, które kasy nie dostają.
2015-06-13 ok24.tv za gloswielkopolski.pl