Prezes Polskiej Akademii Nauk prof. Jerzy Duszyński w weekend udostępnił na Facebooku aktualizację informacji o epidemii COVID-19 w Polsce. Zawiera ona zalecenia naukowców na najbliższy czas.
Przytaczamy w całości.

epidemia koronawirusa, koronawirus
Efektem wprowadzonych przed sześcioma tygodniami zaleceń, aby większość społeczeństwa pozostawała w domach, było doprowadzenie do znacznego ograniczenia rozmiarów rozwijającej się wtedy w Polsce epidemii COVID-19.

Wartość średniego w skali kraju współczynnika reprodukcji R (oznacza on, ile kolejnych osób zaraża przeciętnie zakażona osoba) spadła i utrzymuje się teraz w przedziale 1,02-1,04. Oczywiście wielce pożądane byłoby, aby ten współczynnik był niższy od 1. Wtedy epidemia COVID-19 wygaszałaby się.

Teraz trwa ona od pewnego czasu na tym samym, choć raczej niskim poziomie intensywności.
Jednak koszty gospodarcze kilkutygodniowego pozostawania w domach większości mieszkańców kraju zaczęły być już tak znaczące, że rząd zdecydował się na stopniowe rozluźnianie restrykcji. Oznacza to, że wracamy do mniej więcej normalnego funkcjonowania w warunkach zagrożenia epidemiologicznego oraz, że jeśli nie zachowamy ostrożności (utrzymywanie w kontaktach z innymi osobami odległości nie mniejszych niż 2 m, noszenie masek w miejscach publicznych, częste mycie rąk i codzienne mierzenie temperatury ciała), współczynnik reprodukcji może znowu groźnie podskoczyć.

Jeżeli osiągnie on wartość 1,2-1,3, sytuacja epidemiologiczna stanie się znowu bardzo poważna, a liczba osób zarażonych będzie gwałtownie rosnąć i staniemy ponownie przed dramatyczną decyzją, czy nie skierować do domów dużą część społeczeństwa, zamknąć szkoły, uczelnie, restauracje, salony fryzjerskie itd.

Uwaga na superzarazicieli
Epidemia COVID-19 ma charakter przestrzennie bardzo zróżnicowany. Jest stosunkowo bardziej obecna w dużych miastach niż we wsiach czy miasteczkach, gdzie natężenie kontaktów międzyludzkich, sieci komunikacyjnych i transportowych, handlu jest mniejsze.

Poza zróżnicowaniem przestrzennym epidemia COVID-19 w fazie, z którą mamy teraz do czynienia w Polsce, ma jeszcze jedną swoistą cechę. Współczynnik transmisji R poszczególnych osób wydaje się bardzo różny. Są tacy, którzy mają niezwykłą zdolność do zarażania innych. To superzaraziciele. Szacuje się, że za 80 proc. przypadków COVID-19 odpowiada jedynie 10 proc. chorujących. To epidemiologiczna manifestacja zasady Pareto.

W przypadku superzarazicieli wartość współczynnika transmisji może wynosić od 2,0 do nawet 8,0. Podczas gdy dla wielu innych zarażonych wartość tego współczynnika może być równa zeru.

Nie do końca jest jasne, co sprawia, że dana osoba przechodząca COVID-19 staje się superzarazicielem. Czy jest to szczególnie obfite emitowanie z ich wydechem aerozolu pełnego wirusów, czy nawyk podnoszenia głosu, a może niezwykle wysoka liczba wirusów w ich oddechu?

Superzaraziciele sprawiają, że epidemia może nagle wybuchnąć w miejscach, gdzie przebywali oni z innymi osobami przez nieco dłuższy czas.
Ogniska epidemii w zamkniętych pomieszczeniach
Obok współczynnika transmisji R epidemię opisuje się teraz również współczynnikiem rozproszenia k, który uwzględnia prawdopodobieństwo powstania ognisk epidemii. Takie ogniska są obserwowane na całym świecie. W Polsce ostatnio w śląskich kopalniach czy wielkopolskiej fabryce mebli.

Te ogniska nie są jednak jeszcze szczegółowo przebadane. Dlatego przedstawię tu przykład dwóch innych, o których wiemy już prawie wszystko.

W dniu 16 lutego jedna z uczestniczek spotkania w kościele Shincheonji w południowokoreańskim mieście Daegu czuła się źle. Dolegały jej zapalenie gardła i gorączka. 17 lutego zdiagnozowano u niej COVID-19. Ponieważ w Korei nadawano numery kolejno zdiagnozowanym osobom, stała się ona pacjentem 31. Z niezwykłą starannością rekonstruowano też wszystkie kontakty osób z potwierdzoną chorobą COVID-19 i kolejnych osób. W przeciągu kilku dni setki osób uczestniczących w kongregacji kościoła Shincheonji zachorowało, a 4 maja doliczono się aż 5212 przypadków COVID-19 wywodzących się z ogniska, które wybuchło w kościele Shincheonji.

W kościele w Mount Vernon 10 marca 61 osób przez 2,5 godziny radośnie ćwiczyło chóralny śpiew. Tylko jedna z tych osób tego dnia była lekko niedysponowana. Myślała, że przeziębiła się, nie chciała z tak błahego powodu tracić zajęć chóru. Jednak okazało się niedługo potem, że chorowała ona na COVID-19. W ciągu kilku tygodni na COVID-19 zachorowało 53 członków chóru, trzy z nich trafiły do szpitala, a dwie zmarły.

Ogniska COVID-19 wybuchają zwykle w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie osoby przebywają blisko siebie. Uważa się, że szansa na powstanie ognisk epidemii zapoczątkowanych przez wydarzenia na wolnym powietrzu jest raczej znikoma.
Japońscy badacze wskazują, że szansa na zachorowanie jest 19 razy wyższa w zamkniętych pomieszczeniach niż na otwartej przestrzeni. Dotychczas zaobserwowane ogniska COVID-19 wybuchły na pokładach statków wycieczkowych, w domach opieki społecznej, fabrykach przetwórstwa mięsnego, kościołach, restauracjach, szpitalach czy więzieniach.

I – chciałbym wybiec myślą – być może też mogą one być zapoczątkowane przez gromadzenie się osób w komisjach wyborczych. Oby jak najwięcej ich aktywności odbywało się więc na wolnym powietrzu.

Apel o więcej testów w Polsce
Przed rozprzestrzenianiem się epidemii w wyniku powstania jej ognisk chronić powinno nas masowe testowanie COVID-19. Szczególnie w miejscach, gdzie wystąpienie ognisk choroby jest wysoce prawdopodobne.

Stąd niezwykle ważne jest zwiększenie w Polsce intensywności testowania COVID-19. Część tych testów można przeprowadzać metodą badania połączonych próbek. Tą metodą można znacznie zwiększyć liczbę testów przesiewowych.
Zachowanie stosowne do sytuacji epidemii zwykle kończy się, gdy z przestrzeni społecznej zniknie patogen ją wywołujący. Ale też, gdy przeważająca część społeczeństwa dojdzie do przekonania, że prawdopodobieństwo zachorowania jest praktycznie równe zeru.

Ten drugi scenariusz może być tragiczny w skutkach. Przestrzegam przed nim. Ciągle jeszcze jesteśmy narażeni na groźbę choroby COVID-19 i najprawdopodobniej tak będzie jeszcze przez kilka miesięcy.

To sprawia, że w najbliższej przyszłości należy w Polsce:

utrzymywać w kontaktach z innymi osobami odległość nie mniejszą niż 2 m, nosić maski w miejscach publicznych, często myć ręce, codzienne mierzyć temperaturę ciała,
zwiększyć liczbę przeprowadzanych testów na COVID-19,
szczególnie monitorować sytuacje, w których w zamkniętych pomieszczeniach znajdzie się wiele osób,
organizować aktywności publiczne, jeśli się da, na wolnym powietrzu.

Źródło Strona profesora Jerzego Duszyńskiego na FB