ok24.tv – portal aglomeracyjny

List otwarty byłego prezesa ŻKS Ostrovia

Mirosław Wodniczak zabrał głos w sprawie niedzielnych wydarzeń w Ostrowie. Były już prezes klubu żegna się z kibicami, przeprasza ich za swoje zachowanie i jednocześnie wyjaśnia, co tak naprawdę miało miejsce podczas finału Nice PLŻ.
Ostatnie kilkadziesiąt godzin wstrząsnęło nie po raz pierwszy w historii ostrowskim żużlem. Zamiast święta, jest skandal i negatywny rozgłos, który nie służy ani ŻKS Ostrovia, ani też całemu sportowi żużlowemu, bo sprawa dotyczy nie tylko trenera ostrowskiej drużyny, ale także kadry narodowej. Mirosław Wodniczak ustąpił ze stanowiska prezesa i wystosował list otwarty do kibiców, w którym przedstawia swoje stanowisko odnośnie wydarzeń z niedzieli.

Całą sprawą zniesmaczeni są działacze Głównej Komisji Sportu Żużlowego, którzy nie wykluczają wyciągnięcia konsekwencji wobec uczestników niedzielnych zajść. – Jesteśmy zbulwersowani tym, co w niedzielę zaszło w ostrowskim parkingu. To wydarzenia, które stawiają naszą dyscyplinę źle w oczach sponsorów, telewizji, ale przede wszystkim kibiców. Nasi prawnicy analizują regulamin. Nie wykluczamy, że podejmiemy w tej sprawie stosowne kroki i wyciągniemy konsekwencje wobec działaczy Ostrovii i trenera Cieślaka – powiedział członek GKSŻ – Zbigniew Fiałkowski.

List otwarty Mirosława Wodniczaka, prezesa ŻKS Ostrovia

Drodzy kibice i sponsorzy.

Ostatnie dwa dni są bardzo ciężkim czasem zarówno dla mnie, jak i dla Was, kibiców naszego klubu. Wydarzyło się sporo złego i niewłaściwego. W związku z tym wszystkim, chcę zaprezentować swoje stanowisko wobec wydarzeń, które miały miejsce.

Zatrudniając trenera Marka Cieślaka liczyliśmy na jego ogromną wiedzę i fachowość. To szkoleniowiec z najwyższej półki, który w naszym klubie wykonał bardzo dobrą pracę. Nikt z nas tego nie podważa i nie neguje. Niestety, w dobrym tonie o trenerze mówić i pisać już nie mogę. W najważniejszym momencie dla ostrowskiego żużla szkoleniowiec naszej drużyny zachował się nieprofesjonalnie i niepoważnie.
Na ten niedzielny mecz Ostrów Wielkopolski czekał od wielu lat. To miało być wielkie święto żużla. To miał też być mecz, który miał spełnić nasze marzenia w postaci upragnionego awansu do ekstraligi. Zawsze starałem się zarządzać klubem w odpowiedni i jak najlepszy sposób. Ostrovia to było moje trzecie dziecko. Oczywiście obok sukcesów były też i błędy, ale nie robi ich ten, co nic nie robi.

W niedzielę liczyłem, że wiedza oraz doświadczenie trenera Cieślaka sprawią, że nasz zespół będzie perfekcyjnie przygotowany do tego meczu i po ciężkiej walce zrealizuje nasze marzenia.

Przed meczem, będąc zajęty sprawami organizacyjnymi, które zawsze są w gestii Zarządu, nawet przez moment nie pomyślałem o tym, że trener może w taki sposób podejść do tego spotkania. Przez cały sezon miałem pełne i zarazem ogromne zaufanie do trenera Cieślaka. Byłem więc spokojny i pewny, że także tym razem, przy okazji tak wielkiego dla nas meczu, wszystko będzie wyglądać identycznie, jak w trakcie poprzednich spotkań.

Dopiero kilka minut przed rozpoczęciem zawodów zaczęły do mnie docierać informacje o tym, że Marek Cieślak nie jest w pełni dyspozycji i być może znajduje się pod wpływem alkoholu. Wtedy też zacząłem mieć duże wątpliwości, co do stanu przygotowanego toru. Nie chcąc wprowadzać żadnej nerwowej atmosfery w parku maszyn zadzwoniłem do kierownika naszego zespołu, który potwierdził wszystkie moje przypuszczenia i wątpliwości. W połowie zawodów nie wytrzymałem i widząc, co się dzieje i w jaki sposób przebiega ten mecz, zszedłem do parkingu, przekonując się na własne oczy, że trener naszej drużyny jest pod wpływem alkoholu. Próbowałem reagować, chciałem porozmawiać z trenerem, od którego w odpowiedzi usłyszałem, że mam natychmiast opuścić parking.

Następnie niezwłocznie poinformowałem o tym wszystkim pozostałych członków Zarządu Klubu. O godzinie 15.54 po rozegraniu 13 biegu wiceprezes Zbigniew Warga skontaktował się z policją, prosząc o przybycie i wykonanie badania alkomatem trenera Cieślaka. Przeprowadzone dwukrotnie badanie w pełni potwierdziły te wszystkie przypuszczenia. U trenera naszej drużyny stwierdzono obecność alkoholu. O godzinie 16.27 był to jeden promil alkoholu. Przy drugiej próbie stwierdzono nieco mniejsze stężenie. To tylko może potwierdzać, że słowa trenera o tym, że po meczu koledzy z Łotwy poczęstowali go alkoholem, są kłamstwem.

Jednocześnie jestem też ogromnie zdziwiony i zaskoczony, że po meczu, który nie dał nam mistrzostwa ligi oraz awansu do wymarzonej ekstraligi, trener naszej drużyny twierdzi, że wypił alkohol ze świętującymi swój sukces rywalami. Czy pan trener świętował awans Lokomotivu, a niepowodzenie Ostrovii było mu obojętne i nie czuł rozczarowania wynikiem końcowym? Pozostawiam to ocenie wszystkim kibicom naszej biało-czerwonej Ostrovii.

Jestem zażenowany postępowaniem trenera w najważniejszym meczu i to nie tylko sezonu, ale ostatnich kilku lat. To właśnie Marek Cieślak miał być na czele naszej drużyny w tym drugim spotkaniu finału. Takiego zachowania i postępowania ze strony tak uznanego oraz utytułowanego szkoleniowca nie sposób zrozumieć.
Cała sytuacja, która wydarzyła się w niedzielę jest dla mnie wielkim szokiem. Ostrovię traktowałem, jak swoje trzecie dziecko i Ostrovii poświęcałem mnóstwo czasu, zaniedbując wielokrotnie swoją rodzinę i firmę. Tak, jak tysiące kibiców w Ostrowie i regionie wierzyłem, że w końcu nasze marzenia się spełnią. Będąc jeszcze kibicem w czasach Klubu Motorowego Ostrów podziwiałem ś.p. prezesa Jana Łyczywka, który też chciał zobaczyć ostrowski zespół walczący w ekstralidze.

Niestety, praca, którą na przestrzeni ostatnich prawie sześciu lat, wykonałem wspólnie z pozostałymi członkami Zarządu, przy ogromnym wsparciu władz miasta, sponsorów i wspaniałych ostrowskich kibiców, została zmarnowana i zniweczona.
Wiem, że wielu kibiców zbulwersowało moje zachowanie w parkingu. Niestety, cała sytuacja związana z postawą trenera sprawiły, że nie wytrzymałem nerwowo. Każdy z Państwa ma takie momenty w swoim życiu, kiedy najpierw działa, a dopiero później zastanawia się nad tym, co się wydarzyło. Rzeczywiście moja reakcja była zbyt impulsywna i padło wiele słów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Żal, smutek i rozczarowanie doprowadziły jednak do tego wszystkiego, co w sposób bezczelny wykorzystał jeden z lokalnych portali, rejestrując całe zdarzenie ukrytą kamerą. To nie była pierwsza taka sytuacja, w której osoba uznająca się za dziennikarza dopuszcza się zachowań nie będących właściwymi w pracy dziennikarskiej. Człowiek, który bez żadnych skrupułów relacjonuje tragedie ludzkie, wypadki i inne nieszczęścia, po raz kolejny, chcąc zaspokoić siebie samego i zyskać rozgłos, wyemitował wspomniany materiał, doprowadzając do sytuacji, w której przyszłość ostrowskiego żużla stanęła pod wielkim znakiem zapytania.

Chcąc, jak najlepiej dla ostrowskiego żużla, otrzymałem w ciągu ostatnich dwóch dni całą masę telefonów i smsów, które mnie obrażały. Wiem, że w internecie nie brakuje niewybrednych komentarzy pod moim adresem.

Chcę, żeby kibice mieli świadomość, iż niedzielny mecz na trybunie głównej oglądali przedstawiciele dużej firmy, którzy byli gotowi po wywalczonym awansie, jeszcze tego samego dnia, w obecności kompletu publiczności, podpisać umowę sponsorską. Firma ta miała zostać głównym sponsorem, zapewniając dużą część budowanego już przez nas budżetu na kolejny sezon. Niestety, dziś to wszystko jest już nieaktualne.
Z ogromnym bólem serca żegnam się z ostrowskim żużlem. Chcę podziękować wszystkim osobom na czele ze wspaniałą Panią prezydent Beatą Klimek za pomoc i wsparcie w działalności naszego klubu. Podziękowania kieruję też w stronę wszystkich sponsorów, którzy nie szczędzili swoich ciężko zarobionych pieniędzy i przez cały ten okres przekazywali środki finansowe na klub, pozwalając na stały rozwój, tworzenie świetnych widowisk i walkę o najwyższe cele.

Na końcu chcę podziękować kibicom, dla których praca w roli prezesa i działacza, była dla mnie wielką przyjemnością. Widząc wypełniony po brzegi stadion w trakcie zawodów SEC i podczas niedzielnego meczu oraz podczas wielu innych imprez, czułem i wiedziałem, że ta praca ma sens. Wsparcie Was – kibiców – było dla mnie motorem napędowym do pracy.

Jeszcze raz chcę przeprosić za zbyt impulsywne i mocne zachowanie po zakończeniu niedzielnego meczu. Ostrowski żużel był i zawsze będzie w moim sercu, ale to wszystko, co się wydarzyło powoduje, że żegnam się z klubem, licząc na jego dalszy rozwój i sukcesy.

Z poważaniem,
Mirosław Wodniczak