7 listopada Rada Ostrowa spotkała się by ponownie przegłosować uchwałę zezwalająca na zaciągnięcie przez gminę kredytu. Wcześniej uchwała przepadła – rządzący twierdzili, że przez pomyłkę radnego Zygmunta Banasiaka.
By kredyt jednak zaciągnąć zwołano specjalne posiedzenie. W atmosferze skandalu, niedopuszczania opozycji do głosu zgodę na kredyt i idące za nimi zmiany w budżecie uchwalono. Okazało się, że do uchwały nie dołączono odpowiednich załączników. W związku z czym w samym Urzędzie w Ostrowie stwierdzono, ze uchwały są nieważne. Na kolejnej radzie znów z mozołem je uchylano.
O sprawie w zasadzie by można zapomnieć, gdyby nie Regionalna Izba Obrachunkowa w Poznaniu, która badając owe uchwały wszystkie uznała za…
zgodne z prawem.
Przypomnijmy, sprawę kredytu wałkowano na sesjach trzy razy. Stan prawny wynikły z tego kontredansa jest co najmniej niejasny. Pracę straciła urzędniczka, władze udzieliły kilku wywiadów w tonie „Polacy nic się nie stało” i oczywiście w żaden sposób nie czują się odpowiedzialne za kompromitację Rady Ostrowa jak również za koszty dodatkowego posiedzenia.
Od końca roku 2014 w Ostrowie nikt nie jest za nic odpowiedzialny, ani za smród ze składowiska, ani za fatalne, zanieczyszczone powietrze, ani za kompromitujące wydarzenia w Radzie.