ok24.tv – portal aglomeracyjny

Średnia płaca w Wielkopolsce

Kategorią płac średnich posługują się wszyscy na świecie. Podajemy średnią, więc wyglądamy na zamożniejszych, a przynajmniej łatwiej nam to wmawiać – mówi dr Jan Czarzasty. Rozmowa z dr Janem Czarzastym z Zakładu Socjologii Ekonomicznej SGH
MARTA PIĄTKOWSKA: Czy „średnia płaca” oznacza, że przeciętnie właśnie tyle zarabiamy?DR JAN CZARZASTY: Zarabiamy, ale nie wszyscy, bo dwie trzecie pracowników zarabia mniej lub co najwyżej tyle. Nie ma też jednej średniej krajowej, bo GUS oblicza przeciętne wynagrodzenie w kilku wariantach: dla gospodarki narodowej, dla sektora przedsiębiorstw, z uwzględnieniem firm zatrudniających do dziewięciu osób lub bez tych podmiotów. Obliczanie polega na tym, że dzieli się sumę wynagrodzeń brutto, obejmującą wynagrodzenie zasadnicze uzupełnione o np. wypłaty z tytułu udziału w zysku czy trzynastki, przez przeciętną liczbę zatrudnionych w danym okresie, np. miesiącu, kwartale, roku. Nie mieszczą się w tym osoby pracujące na podstawie umów cywilnoprawnych, czyli zlecenia i umowy o dzieło. Siłą rzeczy nie ma tu także samozatrudnionych, bo nie otrzymują wynagrodzeń, gdyż zarabia ich firma.

W takim razie, czy średnia płaca może być argumentem w dyskusji o dyskryminacji płacowej poszczególnych grup zawodowych? Weźmy pod uwagę chociażby ostatnie protesty nauczycieli. Jednym z głównych powodów, dla których ZNP domaga się podniesienia płac, jest ich odstawanie od średniej. To samo mówią pielęgniarki.

– Kategorią płac średnich posługują się wszyscy na świecie. Jest stosowana w debacie publicznej. Gdyby na co dzień powoływać się na np. medianę, to ona stałaby się podstawowym punktem odniesienia – dzieli wszystkie dane na pół, poniżej i powyżej mediany znajduje się dokładnie po 50 proc. wypłacanych pensji, nie zaburzają jej bardzo wysokie pensje niewielkich grup. Ale tak nie będzie, bo średnia zarobków jest w Polsce sporo wyższa od mediany, więc jest to wskaźnik poręczniejszy politycznie. Podajemy średnią, więc wyglądamy na zamożniejszych, a przynajmniej łatwiej nam to wmawiać.

Średnia pensja pojawia się też nieustannie w dyskusjach o podniesieniu pensji minimalnej. Związkowcy od lat naciskają, aby minimalna stanowiła 50 proc. średniej. A może powinna stanowić 50 proc. mediany? Według GUS ta wynosi 3115 zł brutto, czyli teraz minimalna jest korzystniejsza, o przewyższa tę wartość (1750 zł brutto).

– Czasem lepsza jest mediana, czasem średnia arytmetyczna. Co do zasady, im bardziej symetryczny rozkład zarobków, tym lepiej średnia się sprawdza. Załóżmy, że liczymy średnią i medianę na podstawie zarobków czterech osób. A zarabia 2 tys., B – 3 tys., C – 3,4 tys., D – 8 tys. zł. Gdybyśmy policzyli średnią, wyjdzie nam, że przeciętnie zarabiają 4,1 tys. zł miesięcznie. Ale mediana zarobków tej czwórki wyniesie 3,2 tys. zł, czyli połowa z 3 i 3,4 tys.

Jest duża różnica, a to dlatego, że jedna osoba zarabia czterokrotnie więcej od najgorzej opłacanej. Inaczej mówiąc, średnia jest wrażliwa na wartości skrajne, a mediana – odwrotnie. Czasem jest to zaletą, ale czasem może być wadą. Gdyby w podanym wyżej przykładzie osoba najlepiej wynagradzana zarabiała nie 8 tys. zł, lecz 4 tys., to mediana zostałaby taka sama, natomiast średnia wyniosłaby 3,1 tys. A zmianę wartości średniej spowoduje zmiana zarobków każdej z tych osób.

W sumie to po co liczymy średnią krajową? O ile istnienie minimalnej ma uzasadnienie, o tyle średnia oderwana od rzeczywistości wprowadza jedynie wśród pracowników zamęt i frustracje.

– Średnia nie jest oderwana od rzeczywistości, przecież odnosi się do danych źródłowych, których prawdziwości nie podważamy. Średnia jest miarą chyba najmocniej przemawiającą do wyobraźni, każdy wie, co to jest i jak to liczyć, choć nie zawsze właściwie rozumie wynik. Mediana to jest już miara trudniejsza do zrozumienia.

A co z porównywaniem średniej i minimalnej w Polsce do kwot w innych krajach? W zmiażdżonej przez kryzys Grecji minimalna wynosi 1 tys. euro, czyli dwa razy tyle co w Polsce…

– I tu dotykamy chyba najbardziej istotnego problemu, większej wagi niż spory o to, czy opisując zarobki, stosować średnią czy medianę. Eurostat podaje, że udział płac w PKB w Polsce wynosi tylko 37 proc., czyli jest niski nie tylko na tle przodującej pod tym względem Szwajcarii, ale nawet bliższych nam ekonomicznie krajów nadbałtyckich czy Węgier i Czech, które reprezentują podobny typ kapitalizmu. Zarabiamy za mało, powinniśmy więcej. Nie chcemy rozmawiać o tym, jak i czym zastąpić obecny model rozwoju, który coraz bardziej się wyczerpuje: oparty na stosunkowo taniej pracy, bezpośrednich inwestycjach zagranicznych i środkach europejskich.

Brakuje nam rzetelnych danych dotyczących zarobków? Może gdybyśmy w końcu to wiedzieli, spadłoby rozczarowanie np. młodych, którzy dostając np. 2,5 tys. zł na rękę, czują się niedopłaceni.

– Ależ te dane są! Sama pani cytuje GUS, z których wylicza się wiele innych wskaźników poza wynagrodzeniem przeciętnym, np. medianę. A młodzi czują się niedopłaceni, bo po pierwsze, rozbudzono w nich duże aspiracje, a po drugie, mają układ odniesienia, jakim są wyżej rozwinięte kraje Europy Zachodniej. Tam zarobki są wyższe, a dodatkowo warunki pracy przeciętnie lepsze. Mogą tam pojechać, wiedzą o tym, dlatego też w kraju się nie buntują, przynajmniej na razie.

Często w komentarzach pod tekstami o zarobkach widzę, jak bardzo Polska jest pod tym względem podzielona. Dla jednych 2,5 tys. zł to kpina, inni twierdzą, że u nich takie pensje mają nieliczni.

– Jesteśmy społeczeństwem, w którym istnieją znaczne różnice osiąganych dochodów. Z perspektywy warszawskiej pojęcie dobra pensja to coś zupełnie innego niż np. ciechanowskiej, a punkt widzenia będzie jeszcze inny na podkoszalińskiej wsi.

Czy średnia pensja nie powinna być podawana wraz z informacjami o jej realnej sile nabywczej? Przykład: zaczyna się bitwa o minimalną i chociaż jest deflacja, i można kupić więcej za mniej, to wszyscy i tak patrzą na liczby.

– To by się przydało, bo wtedy każdy otrzymywałby jasny komunikat o tym, na co naprawdę go stać w ramach jego dochodów. Jednak nie ulegajmy złudzeniu, że skoro jest deflacja, to wszystko tanieje, bo tak nie jest. Na deflację silnie wpłynęły spadające ceny paliw. Niektóre produkty żywnościowe tanieją, np. mąka, a inne w tym czasie drożeją, np. cukier.

2015-05-04 ok24.tv gazeta.pl