Wszawica wróciła do szkół i przedszkoli. Wszy atakują dzieci zarówno w szkołach publicznych, jak i prywatnych. W wiejskich podstawówkach i miejskich molochach. Nauczyciele bezradnie rozkładają ręce, bo rodzice często nie godzą się na przeglądanie głów swoich pociech. Ustawą z 2008 r. wszawica została skreślona z listy chorób zakaźnych i przesunięta na listę pasożytniczą. Nowa regulacja wynika ze zmian, jakie zaszły w samej wszy. Bo wesz XXI w., w przeciwieństwie do wszy powojennej, nie przenosi już chorób typu dur wysypkowy, tyfus, gorączka okopowa.

f8fb6e9b-6c43-4521-964b-06ed256b69af_714x

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zgodnie z dyrektywą dyrektorzy szkół nie mają już obowiązku zgłaszania faktu wszawicy do oddziałów sanepidu, a ten nie ma uprawnień „nakazujących podejrzanemu o wszawicę wstrzymania się od uczęszczania do szkoły w trybie określonym ustawą”. Ciężar zwalczania wszy nowoczesnej „został przesunięty z działań o charakterze przeciwepidemicznym na działania leżące w zakresie instytucji opiekuńczo-wychowawczych i pomocy społecznej”.

Szkoły nie mogą skutecznie walczyć z wszawicą, bo uniemożliwiają im to przepisy. W 2003 roku minister zdrowia wydał bowiem rozporządzenie, które zniosło obowiązek kontroli higieny uczniów przez szkolne pielęgniarki. Od tego czasu inspektor sanitarny nie może wydać decyzji zakazującej uczęszczania dziecku na zajęcia, do czasu wyleczenia go.

Można powiedzieć, że wesz ma się dobrze. Nawet lepiej. Utraciła dawną tożsamość, kojarzoną z patologią, i obecnie żywi się na gospodarzach o wyższym statusie socjoekonomicznym.

2015-11-24 ok24.tv