PiS zwleka z przełomowym projektem o ruchu drogowym. Powodem może być spór na linii Morawiecki–Ziobro.
– To dla nas nieakceptowalne. Nasz elektorat mieszka w małych miasteczkach i na wsi, gdzie często nie kursuje PKS, a utrata prawa jazdy oznacza koniec możliwości zarobkowania – mówi jeden z polityków Solidarnej Polski. Jego zdaniem to wątpliwości szefa SP, zarazem ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, Zbigniewa Ziobry powodują zwłokę w pracach nad projektem, który miał zrewolucjonizować prawo o ruchu drogowym.
O sprawie czytamy w Rzeczpospolitej
Badania pokazują, że piesi zachowują się w większości roztropnie na przejściach. Dlatego pierwszeństwo pieszych jeszcze przed wejściem na przejście wydawało się dobrym rozwiązaniem. Oprócz tego pojawił się przepis, który budził sprzeciw niektórych polityków.
Przepisy miały też ujednolicić maksymalną prędkości w terenie zabudowanym do 50 km na godz. (obecnie w nocy obowiązuje ograniczenie do 60 km na godz.) oraz wprowadzić zasadę, że prawo jazdy można stracić na trzy miesiące za przekroczenie dozwolonej prędkości o 50 km na godz. na każdej drodze, a nie tylko w terenie zabudowanym, jak obecnie.

Z informacji RP.Pl wynika, że tak duża zwłoka to efekt napięć na linii Morawiecki–Ziobro. I obaw premiera, że projekt mógłby zostać zablokowany w Sejmie przez Solidarną Polskę.
Rozmówca z partii Ziobry miał wskazać, że najtrudniejsze do zaakceptowania byłoby dla niej nie tyle zwiększenie praw pieszych, ile postulat odbierania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km na godz. na każdej drodze. To on miałby być trudny dla uzależnionego od aut elektoratu Solidarnej Polski mieszkającego na wsi.
Więcej na rp.pl