Różnymi drogami niesie się po Polsce beskidzki występ ministra Grzegorza Pudy. Nikt by pewnie o takim ministrze ani jego osiągnięciach nie usłyszał, gdyby nie to że owemu politykowi „się ulało” powiedział wprost co władza myśli o mediach, które nie chcą grać w dyrygowanej centralnie orkiestrze.
Oto redaktor naczelny lokalnego tygodnika „Kronika Beskidzka” miał usłyszeć od ministra funduszy i polityki regionalnej, Grzegorza Pudy, że media lokalne są niepotrzebne i jak dalej będą tak działać, mogą stracić finansowo — pisze „Gazeta Wyborcza”. Szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych mówi o skandalicznej formie nacisku.
Sam redaktor naczelny informuje o sprawie tak szeroko jak się da. To jako naciskający występuje poseł, minister, prawdziwy centralny prominent na lokalnych występach.
Wnioski jakie znajdujemy w Gazecie Beskidzkiej są jednoznaczne. O ile duże centralne media jakoś jeszcze dają radę, to małe lokalne odcięte od przydzielanych po uważaniu pieniędzy będą więdnąć i z czasem niknąć.
Lokalnie na pieniądzach się nie kończy, odcinanie od informacji, wyjątkowe dolegliwe procesy sądowe, wezwania na policję itp. przyjemności to dla lokalnych wydawców chleb powszedni. I wcale nie jest do tego potrzebny zbyt gadatliwy poseł, minister czy inny sekretarz.
Nie bez powodu przecież oglądaliśmy radosne zacieranie wiadomych krótkich rączek na wieść o transakcji Orlenu z Passauerem, wydawcą prawie wszystkich gazet lokalnych.
Lokalnie także nie bez powodu lokalna perła wybiera sobie media, które zaprasza na konferencję prasową. Ściślej wybiera sobie te, które trudnych pytań nie zadadzą, za to dadzą… podyktować sobie przekaz.
Przecież tu nie o jeden występ ministra chodzi
