Jak przekazało Narodowe Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), latem 2021 roku na teren Polski – konkretnie w okolicach wielkopolskiej miejscowości Antonin – spadł meteoryt. Wcześniej, obiekt został uchwycony przez urządzenia Czeskiej Sieci Bolidowej. – To pierwszy przypadek, gdy w Polsce udało się znaleźć meteoryt na podstawie materiałów wideo, zarejestrowanych przez kamery sieci bolidowych – podali polscy badacze.
15 lipca 2021 roku w części Europy można było dostrzec przelot bardzo jasnego bolidu. Choć zbliżał się wschód Słońca, meteor był tak wyraźny, że bez problemu zarejestrowały go trzy kamery Czeskiej Sieci Bolidowej. Jak stwierdzili tamtejsi eksperci, do jego potencjalnego upadku mogło dojść na terenie Polski. Wraz z polskimi specjalistami postanowili odnaleźć meteoryt.
Poszukiwania zajęły nieco ponad dwa tygodnie. 3 sierpnia na jednej z polnych dróg w okolicach miejscowości Antonin (woj. wielkopolskie), znaleziono kamień pokryty skorupą obtopieniową, która tworzy się w momencie przelotu obiektu przez atmosferę. Ważył 350 gramów. Aby jednoznacznie ustalić, czy jest to bolid, Narodowe Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) w Świerku przeprowadziło badania radioizotopowe. Wyniki analiz ukazały się na początku grudnia w czasopiśmie naukowym „Meteoritics & Planetary Science”.
– To pierwszy przypadek, gdy w Polsce udało się znaleźć meteoryt na podstawie materiałów wideo, zarejestrowanych przez kamery sieci bolidowych. Mamy ogromną satysfakcję, że nasze doświadczenie i aparatura pomiarowa pomogły w potwierdzeniu jego kosmicznego pochodzenia oraz przypisaniu go do konkretnego zjawiska bolidowego – mówił Zbigniew Tymiński z Ośrodka Radioizotopów POLATOM w NCBJ, jeden z koordynatorów Polskiej Sieci Bolidowej i współautor badań.
Kluczowy jest czas
Według obliczeń naukowców z Czech, wspomniany meteoryt był częścią meteoroidu, poruszającego się po rzadko spotykanej orbicie eliptycznej, mieszczącej się pomiędzy Wenus a Marsem. W atmosferę wszedł około 130 kilometrów od naszej granicy z Czechami i zauważono go na wysokości 74 kilometrów. Jak oszacowano, w tej chwili poruszał się z prędkością aż 18 kilometrów na sekundę. „Podczas hamowania tak gwałtownie kompresował przed sobą powietrze, że rozgrzało się ono do temperatury kilku tysięcy stopni. Utworzona plazma zaczęła odparowywać powierzchnię obiektu i ją topić. Do fragmentacji doszło na wysokości około 40 kilometrów. Cały ślad pozostawiony na niebie miał długość 62 km i urywał się na wysokości 23 km, gdy prędkość meteoroidu zmalała do 13 kilometrów na sekundę” – przekazano w komunikacie NCBJ.
– W późniejszej, ciemnej fazie spadku na ruch meteoroidu, bądź jego odłamków, miały wpływ porywy wiatru. Ich struktura zazwyczaj nie jest precyzyjnie znana. Miejsce lub miejsca upadku można więc wskazywać tylko z pewnym przybliżeniem, a to opóźnia proces odnajdywania fragmentów. Tymczasem w badaniach świeżych meteorytów kluczową rolę ogrywa czas – mówił Zbigniew Tymiński.
Naukowcy mogą w tym wypadku mówić o dużym szczęściu – odłamek udało się odnaleźć na tyle wcześnie, by utrzymały się na nim ślady radioizotopów pochodzenia kosmicznego. Jak powiedziała dr Agnieszka Burakowska z Laboratorium Pomiarów Dozymetrycznych NCBJ, „ich czas połowicznego rozpadu sięgał od setek tysięcy lat do kilkunastu dni”.
Dzięki badaniu poszczególnych izotopów, badacze mogli oszacować masę obiektu przed wejściem w atmosferę. Jak stwierdzili, meteoroid mógł ważyć nawet kilkadziesiąt kilogramów. – Przy założeniu kulistego kształtu i typowej gęstości odpowiada to bryle o średnicy 20-25 centymetrów – powiedział Tymiński.
(TVN METEO)