Tym razem to nie topola ani osika. Zasadzony jeszcze przed wojną dąb czerwony zniknął właśnie spod ostrowskiego ratusza. Rżnący go pracownicy Zieleni Miejskiej (takie oznaczenie mieli na kamizelkach) twierdzili, że mają na cięcie stosowne zezwolenie, a drzewo ma spróchniałe korzenie.

Znawcy przyrody uważają zaś, że choroba drzewa niekoniecznie przesądzała o jego losie, a całe cięcia podyktowane są wyłącznie strachem. Kilka lat temu przewracające się drzewo śmiertelnie raniło kobietę, dziś decydenci boją się kolejnych takich incydentów i dlatego lekką ręką decydują o cięciach.