Do Ostrowa mają przyjechać członkowie grupy Stonewall, by opowiedzieć o ruchu LGBT. Wyjaśnić wątpliwości, oswoić lęki, wytłumaczyć że nie ma czegoś takiego jak ideologia LGBT, że nie są żadną tęczową zarazą. Nie ma się czego bać. Naprawdę.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie reakcje. Spora część czytelników różnych lokalnych portali postanowiła wyrazić stanowczy sprzeciw. Od prostego pytania „po co?” przez groźby pobicia, wezwania do odbywania z edukatorami dość brutalnego seksu aż po groźby fizycznej eksterminacji.
Cóż. Póki kończy się na słowach… Ale gdy o słowach i symbolach mowa. Może ktoś z protestujących spróbuje wytłumaczyć, jak to jest, że przeszkadza im grupa nieszkodliwych edukatorów, wszak spotkania z nimi przymusowe nie są, a nie przeszkadza im faszystowska i parafaszystowska symbolika wymazana na ostrowskich ścianach i płotach?
Nie przeszkadzają im neonazistowskie krzyże, a przeszkadza deklaracja nienormatywnej miłości. Za tę – notabene – idole dzisiejszych „krzyżowców” mordowali bez pardonu.
Dziś łatwo zadeklarować nienawiść do geja, lesbijki, transseksualisty. Co będzie jednak, gdy to paliwo już się wyczerpie, co będzie gdy kolejne spiny nakażą nienawiść do leworęcznych, rowerzystów czy kogo tam jeszcze. Każdy – naprawdę każdy – może znaleźć się w nieakceptowanej mniejszości. Gdy tylko taka okaże się „mądrość etapu”.
I tę myśl wszystkim pod rozwagę poddaję